Nie tracąc rozpędu zafundowaliśmy sobie z naszą bieszczadzką paczką wypad na ryby. Dotarliśmy nad San. Rozpaliliśmy ognisko, zjedliśmy kiełbaskę - rybki okazały się za małe. Dzień skończył się okropną ulewą, dzięki której przypomniałam sobie jak strasznie są burze w Bieszczadach.
A po deszczu wyrosły grzyby. No więc, po porannym wygonieniu krówek śmignęliśmy do lasku. A to kilka okazów - bardzo ładne kozaczki.
A teraz trochę o krówkach. Gonienie ich na pastwisko okazało się niesamowicie proste.
W zasadzie całą robotę odwalił Kapi. Krówki szły równiutko i grzecznie a sama wyprawa okazała się miłym, porannym spacerem. Spotkałyśmy konie i podziwiałyśmy parujące góry.
Spotkałam też zakapiora bieszczadzkiego. Ale o tym innym razem.
Aaa, zapomniałabym. Pozdrawiam całą pracującą ekipę ;)
Przepiękne widoczki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Piotr
Pięknie w Bieszczadach, podobno w tym roku wrzesień jest taki piękny jak był w 1939, to tak a propos 17 września, który w Bieszczadach chyba też był obchodzony?
OdpowiedzUsuń